wedrowki.radom.pl

Białobrzegi – rez. Trębaczew 92 km

Data: 25.04.2015 r.

Białobrzegi – Falęcice – Adamów – Pacew – Przybyszew – Osuchów – Dębnowola – Borowe – Dziarnów – Otalążka – Stara Jastrzębia – Kaplin – Mogielnica – Dąbrowa – Kłopoczyn – Nowy Kłopoczyn – Jajkowice – Zadębie – rez. Trębaczew – Gołosze – Błogosław – Bolesławiec Leśny – Wilków Drugi – Błędów – Bielany – Kozietuły – Goszczyn – Piekarty – Helenów – Falęcicka Wola – Falęcice – Białobrzegi

Dziś postanowiłem wybrać się na kolejną rowerową wycieczkę. Wcześniej zaplanowałem, że chcę dotrzeć do rezerwatu przyrody Trębaczew w powiecie rawskim (woj. Łódzkie). Po drodze tradycyjnie chciałem zobaczyć nowe ciekawe miejsca mając nadzieję na obejrzenie kilku dworków. Zapraszam Was do poznania opowieści w której zachowałem na chwilę powiew wiosny, zapach kwitnących sadów, widok pięknych dworków w Starej Jastrzębi, Wilkowie Drugim i Kozietułach, drewniane kościółki, jeden w Mogielnicy a drugi we wcześniej już wspomnianym Wilkowie oraz spotkania z życzliwymi ludźmi, bez których ta wycieczka utraciła by część swojego uroku. Nie zabraknie też opowieści o napotkanych zwierzętach: sarnie w rezerwacie, psach, kotach a nawet koniach. Jeżeli nadal chcecie przenieść się w czasie w ten niezwykły sobotni dzień to serdecznie zapraszam.

Z domu wyjechałem pół godziny przed dziewiątą. Poranne przygotowania mijały szybko i towarzyszył im dreszczyk emocji w związku z pytaniami, które masowo napływały do mojej głowy: jaki będzie wyjazd? Co spotkam po drodze? Jak zawsze w takich przypadkach lekko podekscytowany nową przygodą wyruszyłem śmiało na rowerowy szlak. Pogoda dziś była wymarzona. Z samego rana temperatura powietrza wynosiła ok. 12 stopni Celsjusza przy bezchmurnym niebie i niewielkim wietrze. Z każdą chwilą czuć było jak robi się coraz cieplej. Pierwsze kilometry upłynęły mi w dość przyjemnej atmosferze. Nie mogłem nacieszyć się kolejną wycieczką jaka była dziś przede mną.

Mijałem znane mi już z poprzednich wypraw miejscowości: Falęcice, Przybyszew, Dębnowolę i Borowe. Za Borowe odbiłem w prawo wzdłuż doliny rzeki Mogilanki. Nie byłem jeszcze świadomy tego, że za chwilę spotkam na swojej drodze osobę, która opowie mi ciekawą historię. Choć mijałem wcześniej znane zakątki to za każdym razem mam wrażenie, że widzę coś nowego i wartościowego. Dzisiaj wiosenna przyroda budząca się do życia po zimie wyglądała niesamowicie. Pąki na drzewach w mijanych przeze mnie sadach mieniły się w przeróżnych kolorach: od różowego, przez biały do jeszcze zieleni. Wokół był wszechogarniający spokój zakłócany tylko od czasu do czasu przez wyprzedzające mnie samochody. Gdy jechałem słychać było przez cały czas śpiew ptaków. Powietrze pachniało kwitnącymi na drzewach i krzewach kwiatami. Zapach ten wyjątkowy dla okresu wiosennego na długo pozostaje w pamięci. Zauważyłem także sporo ludzi, krzątających się podczas prac polno – ogródkowych przy swoich domach oraz gospodarstwach.

W Dziarnowie odbiłem trochę z głównej drogi zauważając ciekawy budynek po działającym kiedyś młynie. Powiedziała mi o tym napotkana pewna starsza Pani, którą zapytałem o ten obiekt. Pani ta opowiedziała mi o historii tego budynku. Niedawno został podpalony i popadł w ruinę. Nie działa już od wielu lat. Dowiedziałem się także, że w sąsiedztwie młyna była kiedyś plaża przy rzece Mogilance, ludzie tam wypoczywali. Dziś na skutek prawdopodobnie nawozów cała okolica pozarastała bujną roślinnością i stała się niedostępna. Warto było posłuchać tej historii. Ukłoniłem się starszej Pani i pojechałem dalej.

Po drodze podziwiałem fragmenty Zespołu Przyrodniczo – Krajobrazowego Dolina Rzeki Mogilanki. Pierwszym celem wycieczki było dotarcie do Starej Jastrzębi, gdzie czekał na mnie wspaniały dwór. Nie wiedziałem o tym jeszcze i jadąc po gruntowej drodze wjechałem niepewnie na czyjąś nieogrodzoną w tym miejscu posesję. Widać było od razu, że okolica dworku jest pięknie zadbana. Bałem się jak zawsze w takich sytuacjach zastanawiając się, co mnie spotka na miejscu. Jest to niesamowita przygoda, która jak już zauważyłem za każdym razem przybiera inne oblicze. Tym razem zauważyły mnie dwa psy: jeden duży a drugi mały i w szybkim tempie szczekając bardzo głośno podbiegły do mnie. Zastawiając się rowerem wycofałem się w bezpieczne miejsce mając obawy, że nie uda mi się nic zobaczyć. Zauważyłem pracującego mężczyznę przy budynkach gospodarczych i zapytałem go o możliwość obejrzenia dworku. Okazało się, że mogę obejrzeć obiekt i porobić fotografie. O to samo zapytałem kolejnego mężczyznę wychodzącego z dworku i także uzyskałem zgodę. Moja radość była wielka. Miejsce to niesamowite przenosi podróżnika w czasie. Wydawało mi się, że znalazłem się w XIX wieku (z tego okresu pochodzi klasycystyczny dworek). Wokół piękny park, przechadzające się i już nie zaczepiające mnie psy myśliwskie oraz ozdobne kury. Wszystko w niezwykłej harmonii przypominającej scenerię jak nie z obecnych czasów. Obejrzałem dość długo całą piękną okolicę i postanowiłem jechać dalej. Wspaniałe jest to, że właściciele tego miejsca nie zamknęli bram na kłódki i dają możliwość obejrzenia zabytku. Sytuacja taka jest bardzo rzadko spotykana. Zazwyczaj można obejrzeć tylko zniszczone zabytki a odrestaurowane są często zamknięte dla zwiedzających. Dziękuję w tym miejscu właścicielom dworku za możliwość obejrzenia tak wspaniałego miejsca.

Po pewnym czasie dotarłem do Mogielnicy. Postanowiłem obejrzeć najciekawsze miejsca oraz odwiedzić lokalny sklep spożywczy w celu uzupełnienia wody i jedzenia. Najpierw zwiedziłem neogotycki Kościół świętego Floriana Męczennika, następnie pojechałem do pięknego drewnianego Kościoła świętej Trójcy z XVII w. znajdującego się na cmentarzu. Obejrzałem też klasycystyczny Ratusz z lat 1823 – 1827 i postanowiłem jechać dalej ku nowej wspaniałej przygodzie, czyhającej na mnie za kolejnymi zakrętami polnych dróg. Dotarcie do rezerwatu przyrody Trębaczew zajęło mi trochę czasu. Po drodze podziwiałem wspaniałe widoki na wiosenne sady i okolice.

Dojechałem do ściany lasu. Wcześniej minąłem opuszczoną leśniczówkę. Słońce nad głową coraz bardziej ogrzewało powietrze a wiatr przyjemnie szumiał w koronach drzew. Przeczytałem tabliczkę informacyjną i przekroczyłem szlaban uniemożliwiający przejazd samochodom. Rezerwat Trębaczew stanowi bardzo cenne i niezniszczone zbiorowisko drzew, wśród których najważniejszym i najokazalszym jest modrzew polski, krzewów i roślin runa. W rezerwacie modrzew odnawia się naturalnie, tworząc drzewostany mieszane z sosną i dębem. To największe na Mazowszu skupisko modrzewi z tak bogatą florą. Występują tu m.in. widłak jałowcowaty, parzydło leśne, orlik pospolity, lilia złotogłów i naparstnica zwyczajna. Wiek modrzewi określa się na około 100-160 lat. Przemierzałem rezerwat i nie mogłem nadziwić się przyrodzie. Niektóre drzewa były skąpane w białych pąkach, inne miały już zalążki małych listków. Śpiew ptaków narastał i dało się odróżnić co najmniej kilka różnych gatunków. Bogate runo leśne zdominowane zostało przez wiosenne zawilce gajowe. Spotkać też można było niebieską przylaszczkę pospolitą, oraz rosnącego na przewróconym pniu drzewa szczawika zajęczego. W środku rezerwatu zauważyłem także z daleka uciekającą sarenkę.

Wydostałem się z rezerwatu przy sadzie. Skręciłem w prawo jak się później okazało błędnie. Droga zmieniła się na coraz bardziej niedostępną. Sąsiedni sad został odgrodzony od rezerwatu. Prowadziłem rower przez zarośla, które niestety przy płocie były zanieczyszczone różnego rodzaju śmieciami. Uratowało mnie drzewo, które kiedyś się przewróciło na ogrodzenie sadu robiąc przejście przez siatkę. Wydostałem się z rezerwatu i przez sadek dojechałem do szutrowej drogi, którą dalej wjechałem do wsi o nazwie Gołosze. Na przystanku autobusowym zrobiłem krótką przerwę i zorientowałem mapę. Wyznaczyłem kolejny cel: dwór w Wilkowie.

Jechałem przez wysoczyznę rawską ku nowym ciekawym miejscom. Docierając do Wilkowa zaskoczył mnie widok ładnego drewnianego kościółka p.w. Św. Wawrzyńca z 1618 r. Nieopodal znajduje się murowana dzwonnica. Nie spodziewałem się zobaczyć takiej klasy zabytku w tym miejscu i tym większa była przyjemność z podziwiania go. Po chwili dotarłem do dworu z końca XIX wieku. Niestety zabytek ten jest w rękach prywatnych i pocieszyć się musiałem jedynie zrobieniem fotografii. Jak się później okazało to nie ostatni dwór na mojej dzisiejszej trasie i ten kolejny będzie o wiele bardziej przystępny dla odwiedzających.

Wilków opuściłem z pewnym niedosytem. Jechałem z myślą o powrocie do domu. Po drodze miałem jeszcze zaplanowany dwór w Bielanach, ale wcześniej jeszcze zawitałem do Błędowa. Jako, że miejscowość tę dokładnie zwiedziłem już w ubiegłym roku, to ograniczyłem się tylko do zaopatrzenia w lokalnym spożywczaku i krótkim odpoczynku. We wspomnianych wcześniej Bielanach dworu nawet nie udało mi się zobaczyć, ponieważ zakrywały go drzewa a brama została zamknięta na dużą kłódkę. Tak to jedna z tych sytuacji w których trzeba odpuścić i jechać dalej. Na szczęście to nie koniec przygód dzisiejszego dnia. Zostało jeszcze jedno miejsce, które poprawiło mi humor po nieobejrzanych dwóch ostatnich obiektach.

Późno popołudniowe słońce przechylało się nieznacznie w stronę zachodniego widnokręgu. Oświetlało okolicę coraz bardziej plastycznym światłem, które dawało ciekawe możliwości fotograficzne. Jechałem dalej zauważając wcześniej na mapie, że w niedalekiej okolicy znajduje się kolejny dwór w Kozietułach. Nie wiedząc nic o tej lokalizacji marzyłem o tym, żeby dało się ten ostatni już na mojej dzisiejszej trasie zabytek zobaczyć. Moje marzenie spełniło się. Bez trudu z daleka zobaczyłem park dworski i najpierw aleją kasztanów, później kolejną innych  już drzew dotarłem przed budowlę. Niepokoiłem się, czy aby zaraz nie wyskoczą jakieś psy albo właściciele. Co prawda nie było żadnego ogrodzenia, ale przed dworkiem parkowały dwa auta. Zrobiłem kilka pierwszych fotografii i powoli podszedłem bliżej drugiej strony. Tu napotkałem dwoje ludzi, którzy pozwolili mi zrobić fotografie. Okazali się bardzo życzliwi. W dworku mieszkają trzy rodziny. Sam budynek choć już dość mocno zniszczony robi niesamowite wrażenie. Jest o cechach renesansu francuskiego, wzniesiony w latach 70 XIX w. na nieregularnym, wydłużonym planie. Składa się z szerokiej, prostokątnej części parterowej i przylegającej do niej wąskiej, również prostokątnej części piętrowej. Oglądając budynek udało się pogłaskać fajnego małego kotka, który dał sobie nawet zrobić zdjęcie. W sąsiedztwie zabytku znajduje się zaniedbana zabytkowa gorzelnia z początku XX wieku. Kolejna już dzisiaj życzliwa mi osoba zaprowadziła mnie do dwóch koni będących nieopodal gorzelni i budynków podworskich. Konie były wspaniałe, pogłaskałem je i zrobiłem kilka fotografii. To świetny akcent kończący dzisiejsze przygody.

Po drodze minąłem już znany mi wcześniej Goszczyn. Zrobiłem kilka fotografii i wróciłem do Białobrzeg. Po drodze w Piekartach zauważyłem, że nie da się już podejść pod dworek tam się znajdujący. Jeszcze w tamtym roku mogłem obejrzeć to miejsce i zrobić fotografie, a w tym stoi już nowe ogrodzenie i zamknięta na głucho brama.

Do domu wróciłem przed godziną dziewiętnastą. Uwielbiam takie wycieczki pełne wrażeń i nowo odwiedzonych ciekawych miejsc. Warto było aktywnie spędzić sobotę i poznać piękne okolice. Zachęcam Was drodzy czytelnicy do takich lokalnych podróży, które potrafią kryć naprawdę wiele interesujących miejsc.