Pięcioosobowy desant na końcowym linii “G” w Goździe stał się początkiem iście 😉 sympatycznego rajdu, mającego swój troszkie jednak deszczowy finał we (zdaniem Ukaszka) “wcale niemałych Pionkach, które mają przecież własną komunikację i wiele osiedli”. Ja się upierałam, że dziura to jess hehe, ale faktycznie śmy tam się trochę jednak zleźli, więc niech mu będzie.:)
Toteż wyskoczyliśmy se z tego autobana, jadąc nim zaledwie minut 40, po czym pewnym krokiem nasz Kierownik Wyprawy, (jako przez całą trasę zresztą krokiem niezachwianym hej!) poprowadził nas fragmentem wioseczki Gózd na prawo w las, ku Lipinom. Dotrzeć chcieliśmy tamtędy do rezerwatu przyrody w Ługach Helenowskich, by sobie później sprytnie przejść jego “brzegiem”, zza którego eee podobno widać było podmokłe terrreny… Ale przedtem należało nam stworzyć se kilka własnych ścieżek między jeżynami. Zupełnie niepotrzebna była maczeta;) jednak zostało nam się parę rys na kończynach dolnych, choć Dominik stwierdził, że “przynajmniej się najedliśmy”:D W każdym razie, przyjemny lasek dalej w stronę Cebulówki + ciepła, słonkowa pogoda upragnione dojście na odpoczynek, pod wierzby, obok wielkiego pola słoneczników jea!! Przed samym przystankiem zauważył mi (MI!! A nie wciąż łapiącym ciekawskie kadry panom fotografom hehe- to ja to ja:D:D) się jeszcze leżący na drodze zaskrończyk( natrix natrix ;D), który genialnie udawał martwego, mimo iż podobno wcale takowym nie był!
W każdem razie po małej szamce piaskową drogą przez las zaczęlimy zmierzać w stronę Męciszowa, a zaczęło się duszno robić, w związku z czym, bez urazy dla uroku mijanej po asfaltowej drodze wioski 🙂 postanowiliśmy ją minąć bardzo szybko, by wreszcie do lasuuuu po orzeźwienie, ale na szczęście udało nam się zjawić w miejscowości Sucha, i zajrzeć do klimatycznego sklepu;) i tam pod nim se posiedzieć, nie. Stał on obok odnowionej niedawno, lub zadbanej wielce szkole podstawowej, a na szkolnym terenie znajdował się też pomnik poległych w II wojnie światowej żołnierzy Armii Krajowej, oraz Batalionów Chłopskich, którzy oddali niejednokrotnie swoje życie za naszą Wolność…
Niedługo potem, tuż po wejściu na szlak turystyczny, znowu dokonany został łodpoczynek, gdyż była w polu pod lasem ambona, więc Karolus, Marrta & Uki zaczęli biec w tamtą stronę i przepadli na jakiś czas:). Podczas gdy my z Dominikiem znów obżeraliśmy się jeżynami i spotkaliśmy przemiłego pana grzybiarza, który pochwalił się obfitym łupem prawdziwków i maślaków, oprócz tego, że udzielił porad a propos dalszej drogi. (a Nie powiem, o nie! że był to las w okolicach wsi Mireń:) się dowiedziano z przyjaznej ogromnie mapki, iż lasem Gniwoszka zwan jest). Ale uprzednio minęliśmy “rzekę” hehe Mirenkę, gdzie w terenie pojawiły się nawet pagórki lekkie! No ale w końcuuu udało nam się skupić, razem ze skupieniem się nad nami ciemnych chmur, i poszlimy dalej w las, gdzie po raz kolejny nastąpiła bardzo przyjemna wędrówka! Generalnie lasy są wspaniałymi miejscami ach:D stąd me zachwyty wzmożone:) ten w okolicach Trupienia również nie powiem, ze jakoś specjalnie udrzewiony, ale bardzo fotogeniczny.
Przy opuszczaniu lasu po to, żeby wejść do wsi Trupień rozpoczynającej ostatni etap naszej wędrówki, po dłuższej chwili konsultacji, przystanęliśmy żeby pożreć ostatnie niesione smakołyki (ciastka ciastkaaaaa!!) i wypić Ukaszkowi herbatę z termosu. Potem było już mniej dziko:D bo zbliżaliśmy się do samych Pionek- celu wyprawy przecież- i tam już po przejściu przez mostek na niewiadomo jak zwanym, ale uroślinnionym mocno “strumyczku”, zlokalizowaliśmy tory kolejowe (znamy zamiłowanie Karola do kolejnictwa, toteż śmiem stwierdzić, że z premedytacją mógł wybrać tę trasę- tzw. “dobre wino” na koniec;)) i mając je gdzieś u boku, poruszaliśmy się do przodu, by, po ominięciu kościoła w Pionkach, hehehe, tego od strony miejscowości Kamyk:) znaleźć się w centrum miasta i szukać transporta do hołm słit hołm.
I tak oto jestem u punktu wyjścia mej, ekheem, “relacji”, !co złego to nie ja!, a tak w ogóle mogłam zupełnie nieświadomie wklepać kilka nieścisłości, jako że nie mam zupełnie zmysłu orientacji w terenie, a jak wiadomo, wiąże się ta niezdollność z brakiem kojarzenia miejsc i występujących tam ich znaków szczególnych:) Moja cała radość i to wcale niemała!! to więc sam motyw wędrowania (a nie kodowania co i gdzie..), szczerego podziwiania skarbów, które ma się niemal pod ręką i wcale nie trzeba wybijać zbyt daleko, by je sobie poznawać! dodatkowo w grupce, gdzie wessołło i uśmiechnięto:D
Ej, bez kitu;) polecam polecam!!! I wdzięcznam Karolusowi;) za możliwość wzięcia udziału w imprezie!:) Aloha;)
Kaśka