Szlakiem Majora Henryka Dobrzańskiego “Hubala”
W niedzielny poranek spotkaliśmy się na peronie dworca PKS w Radomiu w okolicach godziny siódmej dwadzieścia rano. Siedemdziesiąt dwa lata później w Wolnej Polsce – po pewnych niezwykle dramatycznych wydarzeniach w historii naszego kraju dzień zapowiadał się deszczowo i pochmurnie co dało się odczuć już o samym świcie. O tej porze na dworcu w dni świąteczne nie powinno być zbyt wielu ludzi – w rzeczywistości jednak znalazła się dość spora grupa ludzi oczekujących na odjazd kursowego autobusu w swoim tylko znanym kierunku. Ja i Krzysiek zgodnie z planem czekaliśmy już na autobus od paru minut gdy ok. godziny siódmej trzydzieści pięć nadjechał nasz przewoźnik z Puław w kierunku Łodzi. Po zakupie biletów wsiedliśmy do wygodnego lecz leciwego już autobusu, który o czasie wyruszył w dalszą swoją podróż.
Nasza przygoda rozpoczęła się od dwugodzinnej podróży drogą wojewódzką w kierunku Inowłodza – z której to miejscowości zaplanowaliśmy początek naszego rajdu. Już w połowie drogi zaczął padać deszcz a niebo jeszcze bardziej zaszło chmurami co powodowało, że za ociekającym oknem autobusu zrobiło się jeszcze bardziej ponuro i nieprzyjemnie. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy rozmyślając jednocześnie nad tym jaka będzie pogoda w ciągu całego dnia – prognozy pocieszały nas, że około południa ma przestać padać i taka informacja podtrzymywała nas na duchu.
Podróżowaliśmy w kierunku pięknych terenów owianych niezwykłą historią wydarzeń drugiej wojny światowej, gdzie czas zatrzymuje się na wiele wieków kryjąc wśród szumu drzew wiele niezapomnianych zdarzeń zapisanych krwią naszych bohaterów narodowych którzy walczyli do ostatnich chwil swojego życia za naszą wolność. Czy spotkamy ślady tamtych dni? Drogi czytelniku zapraszam do śledzenia dalszych losów dwojga śmiałków którzy postanowili powędrować szlakiem Majora Henryka Dobrzańskiego “Hubala” w ten zagadkowy niezbyt ciepły z początku dzień.
Wysiadamy w Inowłodzu po niespełna dwugodzinnej podróży autobusem. Z nieba cały czas pada coraz to większymi strugami deszcz – na chwilę kryjemy się pod wiatą przystanku w centrum miasta aby ubrać się w kurtki i dalej powędrować ku nowej przygodzie. Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę ruin zamku Kazimierza Wielkiego z XIV wieku który aktualnie jest odnawiany i dostępu do murów broni płot z metalowej siatki. Podczas pierwszych metrów naszej drogi kryjemy się na krótką chwilę pod wiaduktem przy starorzeczu rzeki Pilicy. Postanawiamy kontynuować marsz i cali mokrzy już od naprawdę bardzo dużego deszczu oglądamy pośpiesznie zamek skąpany w strugach deszczu robiąc kilka pierwszych fotografii. Woda cieknie po kurtce i moczy całe spodnie. Pośpiesznie udajemy się jeszcze raz w to samo miejsce pod wiadukt gdzie obserwujemy spadające krople z nieba myśląc, że tak chyba już nam będzie dane podróżować przez cały dzień. Po około godzinie czasu oczekiwania na zmianę pogody gdy deszcz nie przestając padać całkowicie zmalał o połowę zrobiliśmy zaopatrzenie w sklepie znajdującym się w dawnej Synagodze z XIX wieku i ruszyliśmy dalej w kierunku kolejnego zabytku zwiedzanego przez nas miasta. Wdrapaliśmy się na duże wzniesienie na którym znajduje się perełka architektury w stylu romańskim – Kościół pod wezwaniem św. Idziego z ok. XII wieku.
Deszcz nie przestaje padać a my beztrosko zachwyceni architekturą starego kościółka obchodzimy go wokoło i podziwiamy piękne widoki na dolinę Pilicy i lasy którymi za niespełna kilkadziesiąt minut będzie nam dane wędrować. Przybliżam lornetką konary drzew skąpane w deszczu i mgle. Podejmujemy decyzję, że najwyższy czas już wyruszyć w dalszą drogę. W Inowłodzu jest odpust ale z powodu kiepskiej pogody handlujący ludzie nie mają dużego powodzenia. Wstępujemy jeszcze na krótką chwilę do mijanego Kościoła parafialnego św. Michała Archanioła z XVI wieku i w dalszych strugach deszczu około godziny jedenastej idziemy dalej. Przez dłuższy czas czerwony szlak turystyczny którym będziemy się kierować przez cały dzisiejszy dzień prowadzi nas po asfaltowej drodze nr 739 w stronę Studziannej-Poświętne, natomiast zanim tam dotrzemy spotka nas jeszcze trochę ciekawych przygód.
Idąc cali prawie przemoknięci docieramy po pewnym czasie do miejscowości o ciekawej nazwie Fryszerka w której postanawiamy zatrzymać się i skorzystać z miejscowej smażalni ryb usytuowanej zaraz przy szosie. Miejsce w którym zrobiliśmy postój jest zagospodarowane w dawnym młynie wodnym który był wykonany prawie w całości z drewna. W tak ciekawie zaadoptowanym miejscu spożywamy świeże i ciepłe ryby oraz jak się za chwilę okazało żegnamy się z wszechobecnym od rana deszczem.
Około godziny dwunastej sprawdzają się ku naszej radości prognozy pogody i wreszcie przestaje padać deszcz. Pełni optymizmu i smacznego pokarmu ruszamy w dalszą drogę która prowadzi nas w lewo dzięki czemu na dobre żegnamy się nie tylko z wcześniej wspomnianym deszczem ale także drogą asfaltową. Ubrania nasze szybko schną pozwalając uzyskać lepsze samopoczucie i nadzieję, że deszcz już nam nie będzie straszny.
Kolejne minuty mijają nam na przyjemnej wędrówce wśród przepięknych sosnowych drzew. Po deszczu las wygląda niesamowicie – intensywny zapach lasu i pierwsze promienie słońca wprowadzają nas w świetny nastrój który nie opuści już nas do końca dnia. Raz po raz droga którą kierujemy się biegnie w pobliżu rzeki Pilicy co postanawiamy wykorzystać na kolejne tym razem już krótsze postoje. Podziwiamy rzekę z jej brzegu wchodząc o kilka metrów w jej głąb po płyciźnie. Zachwycamy się tymi urokliwymi zakątkami które są nieskażone przemysłem ani żadnym hałasem – króluje tutaj cisza wśród której nieznacznie da się tylko wychwycić odgłos swobodnie płynącej rzeki, śpiew ptaków i naszą rozmowę pełną zachwytu nad tym miejscem. Rzeka jest bardzo czysta, brzeg naturalnie wyglądający i pozbawiony śladów ludzkiego bytowania. Wymarzone miejsce na biwak – myślimy idąc dalej.
Po kilkudziesięciu minutach około godziny trzynastej wędrując przez często zmieniający się las docieramy do szańca “Hubala” położonego w niewielkiej odległości od Anielina. Miejsce to uświęcone jest przez bohaterską śmierć dowódcy Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego Majora Henryka Dobrzańskiego, który 30 kwietnia 1940 roku zginął w obronie Ojczyzny. Wraz z Majorem zginął jego podkomendny kpr. Antoni Kossowski “Ryś”. Mieszkańcy okolicznych wsi oznaczyli to miejsce głazem wokół którego w późniejszych latach zbudowano mur z polnych kamieni w kształcie szańca. W środku znajdują się tablice pamiątkowe oraz biało-czerwona flaga – symbol narodowy za który walczył i zginął człowiek niezwykły. Major Henryk Dobrzański “Hubal” nie zgodził się z rozkazem i postanowił wraz z grupą około stu osiemdziesięciu ludzi dalej walczyć idąc na pomoc stolicy – gdy Warszawa się poddała oddział “Hubala” przedostał się do lasów Kielecczyzny i dalej walczył z najeźdźcą. Oddział liczył już około trzystu partyzantów naprzeciw którym nieprzyjaciel zaangażował aż około osiem tysięcy swoich żołnierzy. Nasz bohater uznawany jest za pierwszego partyzanta II wojny światowej – miejsce pochówku Majora jest nieznane, natomiast szaniec w którym zginął broniąc Polski staje się niezwykłym symbolem patriotyzmu co potwierdza corocznie w dniu 30 kwietnia dość duża liczba uczestników obchodzących uroczystości żałobne nieopodal Anielina.
Zapoznaliśmy się z informacjami na płytach osadzonych w kamiennym murze. Z zadumą pomyśleliśmy o wydarzeniach z przed tylu lat które jakże niezwykle utrwaliły się w tym miejscu. Myślę, że pamięć nigdy nie zaginie o czynach naszych Bohaterów jeżeli będziemy w stanie pielęgnować szczególne miejsca w których losy ludzi chcących ocalić nasze Państwo przed wrogiem w wielu przypadkach zakończyły się śmiercią. Jedynie cisza lasu po którym niegdyś wędrowali ryzykując swoje życie mogła by nam wiele opowiedzieć, czego nawet nie przeczytamy na kartach pamiętników i publikacji naukowych. Zatrzymajmy się więc na krótką chwilę w miejscach pamięci aby oddać szacunek i honor ludziom którzy poświęcili największy dar – swoje życie.
Po dłuższej przerwie i spożyciu posiłku udaliśmy się w dalszą drogę. Wędrowaliśmy leśnymi ścieżkami wzdłuż mieszanego drzewostanu. Po paru minutach zobaczyliśmy pierwsze zabudowania Anielina. To tutaj niegdyś jak opisuje to historia Major Henryk Dobrzański spotykał się w pierwszej chałupie we wsi u gospodarza który dawał mu schronienie. Mając pełną głowę przemyśleń weszliśmy między zabudowania i śmiało kroczyliśmy w kierunku kolejnych równie fascynujących miejsc.
Po pewnym czasie dotarliśmy do pierwszych zabudowań Studziannej-Poświętne. Oczom naszym ukazał się budynek Kościoła św. Józefa z 1699 r. w sąsiedztwie którego znajdowały się kolejne XVIII wieczne zabytki: dzwonnica, studnia z murowaną obudową, kostnica oraz ogrodzenie z bramą z 1872 roku. Po zwiedzeniu całego placu przykościelnego poszliśmy uliczkami miasteczka w kierunku kaplicy św. Anny z 1730 roku usytuowanej na Górze Dziewiczej. Z wzniesienia rozpościerał się ciekawy widok na okolicę. Po kilku chwilach dalszej wędrówki stanęliśmy przed monumentalną budowlą Sanktuarium Matki Bożej Świętorodzinnej.
***
Dziwne rzeczy działy się w grudniu 1664 r. w studziańskim dworze kasztelana Starołęskiego. Wezwany do naprawy pieca murarz Wojciech ciężko się rozchorował. Gdy wydawało się, że czeka go niechybna śmierć, usłyszał głos Matki Bożej płynący z obrazu wiszącego na ścianie pokoju, w którym leżał. Murarz dowiedział się, że wyzdrowieje, otrzymał też polecenie zbudowania kaplicy na Dziewiczym Wzgórzu. Na wieść o tym wydarzeniu do Studzianny zaczęli licznie przybywać pątnicy. Wielu z nich doznawało cudownych uzdrowień. Podobno do jednego doszło w 1671 r., gdy gościł tutaj prymas Polski biskup Mikołaj Prażmowski. Hierarcha ponoć na własne oczy zobaczył, jak w pełni ozdrowiał pewien szlachcic mający niewładną rękę. To spektakularne wydarzenie skłoniło prymasa do wydania dekretu uznającego studziański obraz Świętej Rodziny za cudowny.
Wnętrze kościoła ozdabiają wspaniałe freski autorstwa franciszkanina Adama Swacha. W głównym ołtarzu znajduje się obraz Matki Bożej Świętorodzinnej, który trafił do Studzianny ok. 1657 r. Przedstawia scenę znaną ze sztychu francuskiego mistrza grafiki Jakuba Callota. Obraz namalował nieznany artysta flamandzki lub niemiecki. Chroni go metalowa płyta, odsłaniany jest tylko podczas nabożeństw. Postacie Matki Bożej, św. Józefa i Jezusa okrywają sukienki dekorowane złotem, perłami i cennymi kamieniami. Na ścianach prezbiterium widać gabloty z wotami. Osobliwym darem złożonym w podzięce za wybawienie z tureckiej niewoli są kajdany galernika. Wiszą na lewo od ołtarza, przy wejściu do zakrystii.
Cytowany tekst stanowi fragment przewodnika “Łódzkie. Polska Niezwykła”
***
Uduchowieni wizytą w Sanktuarium udaliśmy się w dalszą drogę. Szybko zostawiliśmy za plecami ostatnie zabudowania Studziannej-Poświętne idąc przez pola kukurydzy w kierunku najbliższych lasów wypełnionych wspomnieniami partyzantów działających na tych terenach w okresie ostatniej wojny. Las przez który szliśmy wyglądał niesamowicie, każde drzewo będące świadkiem wydarzeń z ubiegłego wieku mogło by dużo nam opowiedzieć – w zamian otrzymywaliśmy przeplatany szumem konarów drzew śpiew ptaków latających wysoko nad nami. Kolejne zakręty leśnych duktów doprowadziły nas w miejsce pozbawione drzew, ot taka leśna polanka. Krzysiek od razu dostrzegł, że oprócz drewnianych wiat przy których strudzony wędrowiec może odpocząć znajdują się drzewa niewystępujące naturalnie w lesie. Tymi drzewami były Kasztanowce – ślad natury mówiący nam o tym, że w tym miejscu niegdyś przy leśnym trakcie musiał znajdować się budynek. Gdy po chwili podeszliśmy bliżej zauważyliśmy kamień pamiątkowy na którym zostały wyryte litery historii mówiącej o znajdującej się w tym miejscu Leśniczówki Bielawy w której odbywały się szkolenia dla gajowych w okresie II Rzeczypospolitej. W tym miejscu zatrzymywał się także prezydent Ignacy Mościcki. To tutaj miała miejsce Hubalowa Wigilia 24 grudnia 1939 roku podczas której oddział partyzantów składał sobie życzenia pragnąc doczekania końca wojny i zwycięstwa Ojczyzny.
Czytając piękny tekst na pamiątkowym kamieniu:
Las szumem drzew historię przypomina
Powędrowaliśmy dalej zasłuchani w muzyce dziejów.
Idąc przez las rozmyślaliśmy nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością takich miejsc które mogliśmy mijać podczas naszej wędrówki. Kołatały się pytania: Czy będziemy pamiętać? Czy młodzi ludzie dzisiaj byli by w stanie poświęcić swoje życie dla dobra Ojczyzny? Czy w przyszłości będziemy zawsze cieszyć się suwerennością i bezpieczeństwem tych terenów? Poważne pytania które uważam, że powinniśmy sobie zadawać pielęgnując wspomnienia nasze i naszych przodków. Tylko pamiętając o historii będziemy mogli godnie żyć w teraźniejszości i przyszłości.
Mijamy Centralną Magistralę Kolejową po której raz po raz z zawrotną prędkością jadą pociągi w kierunku starej i nowej stolicy Polski. W między czasie postanawiamy zrobić kolejną przerwę rozpalając ognisko na którym upiekliśmy kiełbasę. Ciepły posiłek dodał nam kolejnych sił niezbędnych do pokonania kolejnych kilometrów naszej trasy. Idąc leśną drogą napotykamy na bardzo ładną murowaną kapliczkę z wizerunkiem Cudownego Obrazu Najświętszej Rodziny którego oryginał znajduje się w odwiedzonym już przez nas Sanktuarium w Studziannej-Poświętne. Takich wizerunków Najświętszej Rodziny widzieliśmy kilka podczas naszej drogi w okolicznych lasach. Strzegą one wędrowców i mieszkańców od wszelkich niebezpieczeństw dodając im otuchy i wiary w dobre wykonanie zamierzonych prac i pozwalają zawsze szczęśliwie wrócić do swoich domów.
Dalsza nasza droga biegnąca cały czas przez leśne dukty zaprowadziła nas do Radzic skąd około godziny dziewiętnastej wróciliśmy pociągiem osobowym relacji Łódź Fabryczna – Radom.
Podsumowując naszą jednodniową wyprawę która odbyła się w ostatnią niedzielę wakacji chciałbym zachęcić wszystkich Czytelników do odwiedzania różnych zakątków naszej Ziemi Radomskiej, jej rubieży i sąsiednich okolic które są niezwykłym świadectwem naszych Dziadków, którzy nie rzadko pełni odwagi poświęcili wszystko dla przyszłych pokoleń. Zastanówmy się czasami czytając lub słuchając o tych historiach jak ciężko musiało być partyzantom przemierzać okupowane tereny, ryzykować swoje i innych życie tylko po to aby dać nadzieję na lepsze jutro – tam gdzie słowa BÓG – HONOR – OJCZYZNA znaczyły więcej niż prywatne sprawy a były jedyną nadzieją na wygranie z wrogiem.
waszkawaszka
Bardzo fajna strona, znalazłam tutaj mnóstwo fajnych materiałów które poszerzyły moją wiedzę. Fajnie że są w sieci takie strony.
Kross level b2 opinia