Organizatorami rajdu było Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze w Radomiu, zaś na rajd namówił mnie kolega Krzysiek. Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w takiej imprezie z PTTK i chciałem porównać ją z dawnymi wędrówkami organizowanymi przez ZHP. To jak spędziłem ten czas i czy bardzo się różnił od rajdów harcerskich postaram się napisać w tej relacji do przeczytania której gorąco wszystkich zapraszam.
Na trasę rajdu uczestnicy przyjechali pociągiem osobowym relacji Radom – Łódź Fabryczna. Przy przystanku kolejowym w Bielinach Opoczyńskich komplet rajdowiczów stanął na starcie trasy 33 Rajdu Szlakami Miejsc Pamięci Narodowej. Po krótkim acz zachęcającym wstępie organizatorów cała grupa ruszyła ku otaczającej nas przygodzie wędrowania. Sobota 18 kwietnia w zapowiedziach meteorologów miała być deszczowa i pochmurna i choć ok. godz. 8:40 gdy wyruszyliśmy na szlak, niebo było prawie bezchmurne a słońce zachęcało do drogi to cały czas zastanawiałem się czy sprawdzi się czarny scenariusz prognozy pogody. Rano powietrze było dość chłodne, które z każdą chwilą marszu stawało się odrobinkę cieplejsze, ale nadal pewne obawy jeszcze pewnie gdzieś w myślach każdego się pojawiały.
Pierwsze swoje kroki skierowaliśmy w kierunku zabytkowego kościółka pod wezwaniem św. Szymona i Judy Tadeusza z ok. 1780 roku w Bielinach. Niestety tylko z zewnątrz mogliśmy podziwiać piękną drewnianą architekturę budowli. Po pewnym czasie cała grupa udała się szosą wzdłuż czerwonego szlaku prowadzącego nas do Drzewicy. Pierwsze kilometry mijały nam w dobrym humorze. Prowadziliśmy rozmowy na różne tematy podziwiając piękno mijanego krajobrazu. Miesiąc kwiecień to pora roku gdy wiosna zaczyna napędzać się budząc do życia okoliczną, florę sprawiając że świat po zimie zaczyna się zmieniać nie do poznania. Monochromatyczna szata roślinności zaczyna przewartościowywać swoje oblicze rozkwitając paletą różnorodnych barw. Wiosenne słońce potrafi swoimi promieniami wyłonić niepowtarzalne piękno zieleni. Wędrując leśną drogą podziwialiśmy budzącą się do życia po zimie przyrodę i każdy jej szczegół wydawał się do nas przemawiać ukazując swój wdzięk. Krzysiek pokazał mi pewne polne zioło które niesamowicie pachniało. Uzmysłowiło mi to później że aby poznać lepiej przyrodę nie wystarczy tylko podziwiać ją z wysokości metra kilkadziesiąt centymetrów, ale warto także czasami przykucnąć i dotknąć ściółkę, powąchać jej zapach. Innym razem może wdrapać się na drzewo i rozejrzeć a widok podobnie jak zapach także nas zachwyci. Później podczas tego rajdu także poznałem kolejną ciekawą technikę poznawania piękna nie tylko przyrody ale i architektury ale o tym napiszę za chwilę.
Dotarliśmy do Drzewicy po leśnej drodze, gdzie na rzeczce Brzuśni przekroczyliśmy granicę województwa mazowieckiego z łódzkim. W Drzewicy wszyscy mieliśmy ok. pół godziny przerwy. Razem z Krzyśkiem przedłużyliśmy ją sobie o kolejne pół godziny i zostaliśmy na herbacie u Krzyśka kolegi ze studiów, który jest nauczycielem historii w Drzewicy. Nabraliśmy sił i już tylko we dwójkę ruszyliśmy w dalszą drogę. Cała grupa była przed nami ok. pół godziny drogi a nasza dwójka postanowiła ją dogonić dalej gdzieś na szlaku. Udaliśmy się w kierunku kościoła p.w. św. Łukasza i dalej już drogą wzdłuż rzeki Drzewiczki w kierunku naszych poprzedników. Droga mijała nam przyjemnie, w między czasie zrobiło się naprawdę ciepło i nic nie zapowiadało pogorszenia się pogody. Błękitne niebo pokryły białe cumulusy przez które śmiało wyglądało słońce ku naszemu zadowoleniu. Temperatura powietrza sprzyjała idealnie pieszej wędrówce. Nie było ani za gorąco ani za zimno. Warto także wspomnieć, że okres wiosny to czas gdy nie dokuczają jeszcze w dużym stopniu muszki, które czasami osobom nie przyzwyczajonym mogą nieźle zajść za skórę. Wędrowaliśmy doliną Drzewiczki podziwiając jej meandrujące zakola. Rzeczka raz po raz oddalała się od nas i przybliżała urzekając nas swoim pięknem cicho płynącej wody. Po raz kolejny tego dnia poczułem, że warto było wybrać się na trasę tego rajdu, bo choć trasa jest narzucona to jednocześnie niezwykle dobrze dobrana przez organizatorów. Osobiście dalszą trasę wybraliśmy trochę błędnie, bo w Drzewicy poszliśmy od razu drogą przy rzeczce a nie wyżej trasą zaznaczoną na mapie otrzymanej przy starcie. Nie żałowaliśmy jednak tej drobnej pomyłki, ponieważ często jest tak, że tylko ten kto błądzi ma szanse napotkać coś nie odkrytego i poznać coś czego nie poznał nikt inny. Wiem że może to trochę za dużo powiedziane, ale tamtego dnia tak właśnie czuliśmy, ponieważ schodząc z właściwej drogi podziwialiśmy piękną dolinę Drzewiczki której nie widzieli w tym miejscu inni uczestnicy rajdu.
Postanowiliśmy jednak wrócić na wyznaczoną trasę i dalej iść już po śladach naszych kolegów idących kilka kilometrów przed nami. Wspięliśmy się na 176 metrowe wzniesienie z którego widać było odległe wzgórza Koneckie i korony drzew. Przez chwilę popatrzyliśmy przez lornetkę i ruszyliśmy dalej. Maszerowaliśmy następnie cały czas rozmawiając na różne tematy. Schodząc ze wzniesienia po łagodniejszej stronie na jednej z krzyżówek napotkaliśmy ślady odbite w piasku po naszych kolegach idących przed nami. Dalej udaliśmy się w ich kierunku pewni trasy. Po pewnym czasie wyszliśmy z lasu na asfaltową drogę która zaprowadziła nas do kolejnej miejscowości na szlaku o długiej nazwie: Nieznamierowice. W tej miejscowości przy kościele p.w. św. Andrzeja Apostoła zrobiliśmy sobie kolejną przerwę podczas której rozmawialiśmy z pewnym mieszkańcem owej wsi. Uważam, że rozmowa z miejscowymi ludźmi zawsze jest niezwykle ciekawa i pozwala na poznanie kultury i mentalności mieszkańców mijanych przez nas terenów. Nigdy nie powinniśmy rezygnować z takich dysput, ponieważ możemy się podczas nich wiele dowiedzieć. Akurat w naszym przypadku rozmowa nie trwała zbyt długo a my udaliśmy się w dalszym kierunku naszej wędrówki.
Dotarliśmy do wsi o nazwie Jelonek. Krzysiek zwrócił uwagę na to, że praktycznie w każdym domu na frontowej ścianie umieszczona była święta kapliczka a jeżeli jej tam nie było to było chociaż na nią miejsce. Zastanawialiśmy się, czy mieszkańcy są tacy pobożni, czy może to efekt jakiejś starej tradycji. Maszerowaliśmy dalej przez las w kierunku już ostatniej miejscowości na naszej trasie. Po pewnym czasie dość długiego marszu wyszliśmy z leśnej drogi na asfaltową szosę która zaprowadziła nas do Odrzywołu. Przy kościele parafialnym p.w. św. Jadwigi rozwiązaliśmy testy: regionalny i historyczny po czym udaliśmy się do szkoły podstawowej w której tego dnia mieliśmy nocleg. W szkole zostawiliśmy plecaki i zjedliśmy na obiad ciepły biały barszcz. Oddaliśmy rozwiązane przez nas testy i udaliśmy się na odpoczynek. Pod wieczór były gry i zabawy podczas których rywalizowali uczestnicy rajdu. W czasie wolnym zwiedziliśmy jeszcze trochę Odrzywół oraz miejscowe sklepy poznając tutejszą kulturę i zwyczaje.
Gdy zapadł zmrok spotkaliśmy się małą grupką w szkole przy schodach prowadzących na piętro. Wśród nas był Paweł grający na gitarze i jedna z dziewczyn o wyróżniającym się ładnym głosie. Wszyscy wybieraliśmy różne piosenki i staraliśmy się je śpiewać. Repertuar był różny; piosenki żeglarskie, turystyczne i harcerskie. W przerwie od śpiewów przy akompaniamencie gitary usłyszeć można było ciekawe rozmowy i spostrzeżenia oraz dowcipy. Tak niezwykle przyjemnie i nastrojowo zakończył się dzień rajdu i ok. godz. 01:30 udaliśmy się do naszej ogromnej sypialni jaką była sala gimnastyczna na spoczynek.
Następnego dnia pobudka była ok. godz. 7:30. Podczas oficjalnego zakończenia ogłoszone zostały wyniki konkursów. Nasza drużyna o nazwie “Loża Malkontentów” zdobyła dwa drugie miejsca w konkursie regionalnym i historycznym, oraz trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Byliśmy zaskoczeni, że nam tak, dobrze poszło i niezmiernie ucieszyliśmy się z prezentów. To był już koniec rajdu dla wszystkich uczestników, ale nie koniec naszej weekendowej przygody. Postanowiliśmy nie kończyć naszej wędrówki w Odrzywole, tylko przedłużyć ją idąc dalej do Potworowa przez Klwów. Około godziny 9:40 pożegnaliśmy się ze wszystkimi i skierowaliśmy swoje kroki na trasę w dalszą wędrówkę.
Niedziela pod kątem pogody różniła się od poprzedniego dnia. Na niebie nie było ani jednej chmurki a powietrze wydawało się o wiele chłodniejsze niż w sobotę. Najważniejsze było to, że nie padało a dobre humory rekompensowały chwilowy chłód. Swoje kroki skierowaliśmy drogą asfaltową w kierunku Klwowa, na której po pewnym czasie skręciliśmy w lewo zapuszczając się w las. Po pewnym czasie doszliśmy do pośredniej miejscowości w której zwiedziliśmy kościół p.w. św. Macieja. Krzysiek pokazał mi kolejny przykład na poznawanie otaczającego nas świata. Polegał on na osobistym dotknięciu budowli kościoła. Jest to na tyle niesamowite, że pozwala poznać prawdziwą fakturę starych murów, poczuć ich trwałość i chłód a jednocześnie potęgę.
W dalszą drogę udaliśmy się po przerwie, podczas której posileni zapiekanką w miejscowym barze podziwialiśmy kolejne niezwykłe krajobrazy. Warto także dodać, że podczas naszej wędrówki byliśmy sporą atrakcją dla mężczyzn wystających pod kościołem, którzy chyba pierwszy raz widzieli turystów z plecakami w swojej miejscowości. Do Potworowa udaliśmy się od południowej strony przemierzając na przemian pola i las. Po drodze jeszcze skosztowaliśmy orzeźwiającego rabarbaru i wkroczyliśmy do ostatniej już na naszej drodze miejscowości z której o godz. 15:24 odjechaliśmy PKS-em w kierunku Radomia.
Na zakończenie dodam, że 33 Rajd Szlakami Miejsc Pamięci Narodowej zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Podczas rajdu spędziłem wiele niezwykłych chwil bogatych w piękno krajobrazu. Atmosfera na rajdzie była bardzo sympatyczna. Członkowie PTTK dali się poznać od bardzo przyjaznej strony i uważam, że rajdy przez nich organizowane są równie ciekawe jak te w harcerstwie. Przyświeca im ten sam cel który w tak doborowym składzie jest niezwykle łatwy do osiągnięcia. Podczas tego rajdu przypomniały mi się stare dobre czasy spędzone w ZHP. Bardzo chętnie wybiorę się jeszcze raz na podobny wypad organizowany przez PTTK.
waszkawaszka